16 kwietnia 2024

Na spotkaniu w Skolwinie bliżej nieokreślony przedstawiciel firmy MOWI (nie raczył się przedstawić skolwinianom) mający problem z określenie skąd firma pochodzi (co wyraźnie słychać na nagraniu ze spotkania) próbował wciskać mieszkańcom, że to super zdrowa ryba, że w ogóle nie śmierdzi. Inny przedstawiciel tej firmy przekonywał, że kobiety maja zakaz perfumowania się do pracy bo łosoś nie tylko nie śmierdzi ale chłonie zapachy. I jeszcze wiele innych cudów obiecali i mówili. Zapraszali mieszkańców do zakładu w Duninowie by zobaczyć jak ten zakład funkcjonuje. Jego produkcja jedyne co ma wspólnego z zakładem jaki chcą budować na Skolwinie to odpady produkcyjne tu nazwane surowcem. Dlaczego takie nazewnictwo? Ano pewnie dla tego, że z odpadów nie można robić substancji odżywczych dla ludzi jak to ma robić zakład na Skolwinie. W dokumentacji przez 6 stron zaklinają rzeczywistość, że odpad nie jest odpadem. Tymczasem dyrektywa UE jasno precyzuje, że nawet jakby 100% odpadu można było ponownie przetworzyć nie zmienia to faktu, że dalej pozostaje odpadem przy produkcji filetów z łososia.

We wrześniu 2011 roku interesujący dokument na temat inwestora wyemitowała Telewizja Polska program 2 wyemitowała dokument “Łososiowy król”. Powtórzyła go jeszcze w listopadzie. Telewizyjna 3. Norweg John Fredriksen właściciel Marina Harwest bo o nim jest dokument nakręcony przez niemiecką stację telewizyjną w 2010 roku poświęcony jest jego firmie. O ile w Norwegii z trudem ale jakoś dają radę spełniać normy ekologiczne o tyle w Chile fermy norwega to istny kataklizm.

Niemieccy dokumentaliści przeprowadzili dochodzenie na temat ryb oferowanych przez tegoż potentata w branży. Łososiowy magnat ma swoje rybne farmy w Norwegii i Chile. Dbający o środowisko naturalne Norwegowie narzucają wyśrubowane normy preferujące naturalne środowisko, a nie pomnażanie prywatnego kapitału. Norweska odnoga Marine Harvest może zatem służyć jako wzór współistnienia ludzi i przyrody. Choć jak przedstawiają inne dokumenty budzą watpliwości wlewane do hodowli pestycydy i antybiotyki przez ludzi ubranych w kombinezony i maski przeciw chemiczne. O tych praktyka donosi z kolei inny dokument “cała prawda o rybach.


W Chile sprawy mają się jednak zupełnie inaczej. W hodowlanych klatkach przebywa dwa razy więcej ryb, niż zezwalają europejskie przepisy, odpady z hodowli wyniszczają trwale miejscową florę i faunę. Łososie hodowane tylko w jednym pokazywanym w filmie fiordzie produkują tyle odchodów, ile miasto liczące milion mieszkańców. Gdy pojawia się wśród nich śmiercionośny wirus niedokrwistości zakaźnej, przeznaczone zostają nie tyle do utylizacji, ile przerabia się je na pokarm dla hodowanych ryb. Niektóre kontenery ze zdechłymi łososiami są kradzione i trafiają na okoliczne targi. Są też łososie, którym udaje się zbiec z klatek. Te z kolei zagrażają środowisku, ponieważ zjadają miejscowe ryby. Rybacy pozostają bez pracy, nawet te dziwne łososie nie mogą być przez nich legalnie odłowione, bo stanowią własność Marine Harvest. Firma nie dba też o ludzi, ryzykuje życie zatrudnianych płetwonurków, unikając zakupu potrzebnej komory dekompresyjnej. Żądza pieniądza pozbawia skrupułów.

Ktoś mógłby zapytać ale co na to ekolodzy? Otóż zadbał i o nich. Milczą o tym organizacje ekologiczne, finansowane przez dbającego o wizerunek firmy “łososiowego króla”. Realizatorzy filmu stawiają tezę, że hodowla łososi na wielką skalę przynosi więcej strat niż korzyści. Główny bohater dokumentu – “łososiowy król”, dba o wizerunek firmy, finansując organizacje ekologiczne.

Jak widać z powyższego wcale nie jest tak kolorowo jak na prospektach przedstawia inwestor. Znamiennym jest że informacje dla mediów były w czarnych teczkach. Ciekawostką jest również, że trudno znaleźć ów dokument w polskiej sieci, gdyż po tym jak pracownicy firmy Morpol (po tym jak wykupił Marina Harvest) rozsyłali sobie ten film, został on zablokowany w polskiej sieci.